Mijają lata i dziesięciolecia, a miano najsilniejszego polskiego szachisty wszech czasów niezmiennie należy do Akiby (względnie Akiwy) Rubinsteina (1882 – 1961).
Twórczość urodzonego w miejscowości Stawiski k/Łomży arcymistrza doczekała się dokładnego zbadania; tylko w Polsce ukazały się trzy zbiory jego partii, z których na wyróżnienie zasługuje praca zbiorowa „Akiba Rubinstein współcześnie”, wydana przez Polski Związek Szachowy w 2012 roku. Książka zawiera obszerny szkic biograficzny (autor – profesor Tadeusz Wolsza) oraz 55 wybranych partii Rubinsteina, do których komentarze opracowała grupa znanych polskich szkoleniowców oraz zawodniczek i zawodników; całość zredagował Tomasz Stefaniak. Z wydawnictw zagranicznych trzeba koniecznie wymienić dwutomowe dzieło „The Life and Games of Akiva Rubinsteina” Johna Donaldsona i Nikolaja Minewa; czytelnik znajdzie tu zapisy wszystkich (znanych autorom) partii, tabele turniejowe i całą masę informacji biograficznych, tekstów źródłowych i fotografii (niestety, małego formatu).
Natomiast życiorys naszego wybitnego szachisty, zwłaszcza jeśli chodzi o opis pierwszych dwudziestu lat, zawiera sporo „białych plam” i pewnie tak już pozostanie – czas i okoliczności nie sprzyjały gromadzeniu dokumentów i akt metrykalnych, a ponadto II wojna światowa unicestwiła liczne polskie zasoby archiwalne. Dodajmy jeszcze, że to niewiele, co wiemy o przodkach Rubinsteina, jego dzieciństwie, młodości i początkach kariery, też nie może być traktowane jako „twarda” prawda historyczna, bowiem wiele jest tam domysłów i hipotez, którym zwykle za podstawę posłużyły wspomnienia i relacje o nieustalonej wiarygodności.
O Rubinsteinie – teoretyku i graczu turniejowym napisano tak wiele, że dziś każda nowa próba skazana jest na wtórność. Stąd dla urozmaicenia przypomnę słowa Stanisława Gawlikowskiego i Mariana Wróbla z artykułu „Arcymistrz Akiba Rubinstein – największy szachista polski”; miesięcznik „Szachy” 1957, s. 373.
Był skromny i grzeczny, nawet konkurenci nie mieli mu nic do zarzucenia; spokojny i milczący, trzymał się z daleka od rozgrywek personalnych. Niesłychanie rzadko można było widzieć Rubinsteina rozmawiającego. Przy szachownicy wzór sportowca, nigdy nie protestował, zawsze opanowany, bardzo często nie wiedział, z kim gra, on zawsze miał naprzeciw siebie najgroźniejszego przeciwnika – koncepcję, która należało zwalczyć. Tym tłumaczy się, że nawet ze słabszymi przeciwnikami grał równie uważnie jak z największymi.
Poniższy fragment pokazuje, jak widzieli Rubinsteina współcześni mu arcymistrzowie, zaliczani do czołówki światowej:
Śledząc wyniki międzynarodowych turniejów szachowych w latach 1907-1914 można bez trudu stwierdzić, że w tym okresie nikt nie mógł się równać z Polakiem Akibą Rubinsteinem, jeśli chodzi o ilość osiągniętych sukcesów, ani o ich ciężar gatunkowy. R. był w tym okresie powszechnie uznawany za następcę tronu w królestwie Caissy. Posiadał on w dużym stopniu właśnie te cechy, które są cenne w długich turniejach i w nerwowych meczach, a mianowicie zimną krew i wytrwałość. R. często osiągał w początkowej fazie turnieju przeciętne wyniki, ale gdy większość mistrzów zaczynała okazywać oznaki zmęczenia, Rubinstein grał z dużą pewnością, a na finiszu był praktycznie nie do pokonania. W okresie, gdy wygrywał wiele ważnych turniejów albo uzyskiwał w nich wysokie lokaty, jego partie charakteryzowały się jasnością stylu i siłą gry. R. głęboko oceniał pozycję, doskonale kombinował, a jego technika gry w końcówkach nie miała sobie równych. Wiele z jego końcówek wieżowych jeszcze dziś wywołuje zachwyt i zupełnie słusznie należy do klasycznych.
Ale nawet w swym okresie szczytowym nie był R. niemożliwy do pokonania, tak jak np. Capablanca czy Schlechter. R. przegrywał zazwyczaj w jednej z pierwszych rund turnieju, ale jego spokojna i na pierwszy rzut oka bezbarwna gra w pierwszej fazie rozgrywania partii była w rzeczywistości silniejsza i znacznie bardziej niebezpieczna dla przeciwników niż „safety play” Capablanki. Dlatego też pomimo jednej lub kilku porażek uzyskiwał Rubinstein zazwyczaj bardzo wysoki wynik procentowy.
Tymczasem Capablanca stał się nagle niebezpiecznym rywalem Rubinsteina i również dążył do odebrania Laskerowi zaszczytnego tytułu. Turniej w Petersburgu w 1914 r. miał sensacyjny przebieg. Otóż zamiast oczekiwanej walki trzech: Lasker – Rubinstein – Capablanka turniej sprowadził się do walki dwóch: Lasker – Capablanca. R. wystartował słabo, nie zdążył odzyskać utraconego dystansu i w rezultacie nie zakwalifikował się do grupy finałowej.
Czy było to niepowodzenie przypadkowe czy też oznaczało początek regresu w grze Rubinsteina? Za przypadkiem przemawiał fakt, że turniej eliminacyjny rozgrywano na stosunkowo krótkim dystansie; za regresem przemawiał przebieg jego dalszej kariery. Gdyby nie Wojna Światowa, to z pewnością publiczność oglądałaby mecz pomiędzy Laskerem i Rubinsteinem. Wojna zabrała Rubinsteinowi kilka najlepszych lat, podczas których zmuszony był do szachowej bezczynności. Dopiero podczas ostatniego roku wojny (1918) świat szachowy zaczął budzić się z letargu. Zorganizowano dwa turnieje mistrzowskie, każdy z udziałem 4 zawodników. W pierwszym spotkali się Rubinstein, Vidmar, Schlechter i Mieses. Wynik turnieju był dużą niespodzianką. R. nie wygrał żadnej partii, zdobył 1 punkt z sześciu i zajął ostatnie miejsce. Teraz już wielu zaczęło rozumieć, co później tylko się potwierdziło, że R. nie jest już dawnym R. przyzwyczajonym do zwycięstw, grającym z zimną krwią i wytrwałym w walce turniejowej. Ukradkiem postępujące zmiany w psychice R. osłabiały powoli jego siłę twórczą i wydajność, co nie mogło być bez wpływu na wyniki turniejowe. Tym nie mniej stary mistrz nadal się rozwijał, jego gra stawała się bardziej finezyjna, zaś artyzm w grze podnosił na wyższy poziom. W turnieju 4-ch w Berlinie R. uzyskał doskonały wynik tylko 1/2p. za Laskerem. W Sztokholmie R. pokonał w meczu Bogoljubowa, a w turnieju w Göteborgu (1920) zajął zaszczytne 2. miejsce.
W Szwecji R. brał udział w pracy nad nową edycją podręcznika Collijnsa. W tej nowej edycji R. szczodrą ręką obdarowywał swoich przyszłych czytelników całym szeregiem nowości debiutowych, a ponadto poddał krytycznej analizie ówczesny stan teorii szachowej, przeprowadzał jej rewizję i wprowadzał zmiany. Gdy ta praca została zakończona, świat szachowy uzyskał podręcznik, który miał ogromne znaczenie zarówno dla mistrzów, jak i dla nowego pokolenia adeptów szachowych. Następnie Rubinstein w walce turniejowej odważnie bronił swoich teorii i mimo, że niektóre z nich udało się obalić, to jednak większość ostała się mimo gruntownej krytyki. Praca nad tą książką pozwoliła R. rozszerzyć swój repertuar debiutowy m.in. R. zaczął grać często i z dobrym wynikiem dumny gambit królewski. Postępujące zmiany w psychice Rubinsteina wyrażające się m.in. melancholią zupełnie zniekształciły jego wyniki turniejowe. To był on wśród najlepszych, a innym razem zajmował odległe miejsca. Rubinstein zdobywał nagrody „za piękność” jedna za drugą i rozgrywał końcówki genialnie tak jak dawniej, a jednocześnie zdarzały mu się niepojęte „podstawki”. R. nie zauważał prostych gróźb matowych i nie mógł już dostatecznie koncentrować się podczas gry. W latach 1929-30 nastąpiła poprawa, ale niestety tymczasowa. Rubinstein zdobył 4. miejsce na wielkim turnieju w Karlovych Varach, a w następnym roku na Olimpiadzie w Hamburgu fenomenalny wynik Rubinsteina na 1-ej szachownicy (+13-0=4 czyli 15p. z 17 albo 88% – przyp. tłumacza) miał decydujące znaczenie dla ostatecznego wyniku zawodów. Zwycięstwo Polski na Olimpiadzie to przede wszystkim zasługa Rubinsteina. Ale już w następnym roku okazało się, że wynik Rubinsteina na Olimpiadzie był jego „łabędzim śpiewem” i w 1932 roku Rubinstein wycofał się z gry turniejowej.
Te dwa okresy w karierze szachowej Rubinsteina dają nam zupełnie różne obrazy mistrza. W pierwszym obrazie widzimy młodego, żądnego sławy bojownika, który wie, że ma buławę marszałkowską w swoim plecaku i który szybko awansuje. Drugi obraz przedstawia wielkiego, ale nierównego artystę, dla którego sława i powszechne uznanie nie mają wartości. I właśnie to Rubinstein – artysta jest tym, kto podarował nam najwięcej i tym, kto najwięcej dla nas znaczył.
Był to fragment książki Gideona Stahlberga „Schack och Schackmästere” (Sztokholm 1952) w tłumaczeniu Feliksa Przysuskiego.
Szachiści, nie zapominajcie o Rubinsteinie! Zmieniają się mody, odchodzą dawni idole i pojawiają się nowi, a rubinsteinowskie partie i kombinacje (Rotlewi – Rubinstein, Łódź 1907 !!) nie tracą niczego ze swej wartości.
Autor:
Tomasz Lissowski