Wojtaszek i Piorun o swoich występach w PŚ

1451

Specjalnie dla strony Polskiego Związku Szachowego, Radosław Wojtaszek oraz Kacper Piorun odpowiedzieli na pytania dotyczące ich startu w Pucharze Świata. W najbliższych dniach opublikowane zostaną także rozmowy z Kamilem Mitoniem, trenerem Jana-Krzysztofa Dudy, a także Tomaszem Delegą, sędzią głównym Pucharu Świata i ostatnim Polakiem, który został w Tbilisi.

Z Radosławem Wojtaszkiem rozmawiał Mateusz Bartel.

Mateusz Bartel: Do Polski wróciłeś z Tbilisi bez przegrania partii klasycznej, podobnie jak dwa lata temu, w Baku. Tym razem jednak, odpadłeś już w drugiej rundzie, mimo że byłeś faworytem starcia z Alexandrem Onischukiem. Jak oceniasz swój występ i jak się czujesz po tak szybkim powrocie?

Radosław Wojtaszek: Jechałem do Gruzji bez konkretnych oczekiwań, nie chcąc nakładać na siebie dodatkowej presji, bo wiem jak nieprzewidywalny jest format Pucharu Świata i jak wielu dobrych zawodników odpadało we wczesnej fazie turnieju. Mimo to, mój wynik jest porażką. Pierwszą rundę przeszedłem bardzo łatwo, inna sprawa, że przeciwnik był mało wymagający. W drugiej rundzie, miałem wiele okazji, żeby przechylić mecz na swoją korzyść, najlepszą chyba w 2. partii klasycznej. Tak naprawdę, to ten mecz przegrałem podejmując niewytłumaczalne decyzje w drugiej partii dogrywki. Nie ma co ukrywać, że jestem rozczarowany i bardzo zawiedziony swoją postawą.

Fot. Amruta Mokal/ChessBase India

MB: Faktycznie, druga partia wyglądała obiecująco. Czego nie widziałeś, który moment był kluczowy i którego najbardziej żałujesz?

RW: Ciężko powiedzieć, bo jeszcze dokładnie nie analizowałem tej partii. Wiem, że obiektywnie silniejsze było 33. Wxc4 zamiast 33.Gxc4. Nie zamierzam tego zrzucać na pecha, ale trochę dziwne, że po 40… b6 moja pozycja nie była wygrana, a przeciwnikowi udało się wybronić na jedynych ruchach, bo wizualnie moja pozycja wyglądała bardzo dobrze. Jedno jest pewne, Onischuk bronił się bardzo dobrze i to chyba prowokowało mnie do agresywniejszych decyzji, które nie były do końca przemyślane.

MB: Z punktu widzenia kibica dokładnie tak to wyglądało – Ty naciskałeś, ale Onischuk nie chciał dać się złamać. Podobnie jak w drugiej, tak w czwartej partii, znajdował ciekawe idee obronne. Co nie wyszło w tej feralnej, ostatniej partii? Co Ci umknęło?

RW: Zabrakło cierpliwości, chciałem chyba zbyt szybko wygrać ten mecz. Trzeba było znaleźć balans między szukaniem praktycznych szans, a zwykłą dobrą grą. Moja porażka zaczęła się od zagrania 26.g7. To posunięcie było obliczone na „sztuczkę”, a niewiele trzeba, żeby zobaczyć, że tylko ja mogę ryzykować jeśli Alexander prawidłowo odpowie. Tak naprawdę, wiedziałem, że na pewno czarne mają ratunek, ale tak jak już wspominałem – sądziłem, że powinienem grać agresywniej. Szczególnie, że miałem wtedy około pięciu minut przewagi czasowej. Potem, nie wiem dlaczego, zagrałem 30.Wh1 i 31.f4, mimo że wiedziałem, że proste 30. Wg1 powinno prowadzić do remisu. Szczerze mówiąc, to – z perspektywy czasu – są to decyzje, których nie jestem w stanie wytłumaczyć i które sprawiają, że mój występ na PŚ był po prostu zły.

Alexander Onischuk
Fot. Maria Emalianova/www.tbilisi2017.fide.com

MB: Ze swojego doświadczenia mam wrażenie, że takie niewytłumaczalne decyzje mają najczęściej jakieś przyczyny. Czy można zrzucić to na karb zmniejszonej pewności siebie lub podwyższonego napięcia, które mogą Ci towarzyszyć w dogrywkach?

RW: Na pewno coś w tym może być, w końcu w PŚ przegrałem wszystkie dogrywki, w których grałem, więc statystyka jest przeciwko mnie. Z drugiej strony, jechałem do Gruzji po wygraniu Dortmundu, a to zwycięstwo dodało mi wiele pewności siebie. Sądzę, że zabrakło mi cierpliwości. Najlepsi zawodnicy nie mają problemów z tym, aby w rozgrywkach pucharowych czekać na skracające się tempo i spokojnie rozstrzygać mecze w szachach szybkich lub nawet błyskawicznych. Tego spokoju mi zabrakło i głównie dlatego odpadłem. Na pewno, ten brak cierpliwości mógł się brać z nerwów, emocji. Myślałem, że ten problem mam już za sobą i w najważniejszych momentach mogę grać na swoim najwyższym poziomie, ale jak widać tak nie jest.

MB: Jak można to poprawić, jakie widzisz rozwiązanie tego problemu? Czy niezbyt duża praktyka gry w szachy szybkie ma znaczenie czy też nie odgrywa większej roli?

RW: Nie wiem, jeszcze nie wyciągnąłem tak szczegółowych wniosków. Muszę trochę odpocząć i ochłonąć i dopiero wtedy zacznę zastanawiać się, co i jak mogę poprawić. Na pewno, im więcej gra się w szachy szybkie, tym potem łatwiej. Trzeba jednak pamiętać, że dogrywki w PŚ są specyficzne – liczy się przede wszystkim odporność nerwowa, a nie „czysta” siła gry w szachy szybkie. Ponadto, PŚ to jedyny turniej systemem pucharowym, w którym mam okazję grać. Dlatego też chciałbym, żebyśmy mieli jakieś dodatkowe przetarcie. Być może mistrzostwa Polski mogłyby się odbywać tym systemem? Jest to system atrakcyjny dla kibiców, a dla zawodników mógłby być niezłym treningiem przed kolejnymi edycjami Pucharu Świata.

MB: Ciekawy pomysł, ale przecież w żadnym liczącym się kraju mistrzostwa nie są rozgrywane systemem pucharowym, bylibyśmy zatem pionierami.

Swego czasu mistrzostwa Hiszpanii były rozgrywane systemem pucharowym. Myślę, że warto spróbować.

MB: A czy odporność nerwową można trenować? Czy robisz coś w tym kierunku?

RW: To temat na dłuższą dyskusję, ale czy nie jest tak, że Puchar Świata jest najbardziej atrakcyjnym turniejem od dłuższego czasu? Sytuacja zmienia się dynamicznie, są niespodzianki, porażki faworytów. Czy nie o to chodzi w sporcie? Co do mojego przygotowania psychologicznego, to miałem sesje z psychologiem i wydawało mi się, że wszystko jest już w porządku, ale jak widać chyba dalej na tym polu jest jeszcze wiele do poprawy.

MB: To prawda, system pucharowy, choć zwiększa przypadkowość, to zarazem jest dużo ciekawszy. Do tego, jeśli chodzi o Puchar Świata, daje nie tylko dobre nagrody, ale również przepustkę do Turnieju Pretendentów. Dla zawodników Twojego pokroju, czyli z drugiej-trzeciej dziesiątki świata, to jedyna szansa na uzyskanie kwalifikacji. Czy można zatem traktować Twój występ jako stracona szansa? Czy w ogóle nie rozpatrujesz tego w tych kategoriach?

RW: Nie, na dziś nie rozpatruję siebie jako kandydata do Turnieju Pretendentów. Może to wynika z mojego realizmu, ale uważam, że aby tam grać, to trzeba prezentować poziom czołowej dziesiątki świata. Momentami, wydaje mi się, że zbliżam się do tego poziomu i na przykład wynik w Dortmundzie pokazuje, że mogę walczyć z najlepszymi. Potem jednak odpadam z Onischukiem i znowu czuję niedosyt i widzę, że jeszcze trochę mi brakuje. Myślę, że nadal progresuję i się rozwijam, ale potrzebuję jeszcze sporo więcej, żeby rozpocząć samo myślenie o Turnieju Kandydatów, nie mówiąc już o grze w nim.

MB: Czy to „więcej”, o którym mówisz, można jakoś sprecyzować? Czy też są to takie detale, które trudno ubrać w słowa?

RW: Nie wiem, jakbym miał taką wiedzę, to bym to poprawił i byśmy rozmawiali za jakiś czas, dopiero po moim awansie przynajmniej do ćwierć- lub półfinału Pucharu Świata (śmiech). Po Drużynowych Mistrzostwach Świata i po Dortmundzie myślałem, że wszystko jest na dobrej drodze i tylko trzeba czekać na efekty pracy. Występ w Tbilisi pokazał, że jest inaczej. Fizycznie czułem się dobrze, zresztą trudno być zmęczonym po pięciu dniach gry, więc szukanie przyczyn w tym obszarze nie ma chyba sensu. Możliwe, że chodzi o nerwy i wydaje mi się, że tutaj są rezerwy, ale wygranie ostatniej, decydującej partii z Nisipeanu w Dortmundzie, pokazało, że potrafię grać o stawkę. Po tej partii sądziłem, że z tematem rozstrzygających partii, gry pod presją, umiem sobie radzić. Na dzisiaj, muszę przyznać, jestem trochę w kropce i nie do końca wiem co dałoby mi gwarancję zrobienia postępu.

MB: Mam zatem nadzieję, że z tej kropki szybko wybrniesz, a przy okazji następnej rozmowy wyjaśnisz, co było kluczowe, aby wykonać ten następny krok, do czołowej dziesiątki na świecie. Dziękuję za rozmowę i życzę sukcesów w najbliższych startach!

RW: Dziękuję za rozmowę.

Z Kacprem Piorunem rozmawiał Mateusz Bartel.

Mateusz Bartel: Kacprze, ze swojego pierwszego Pucharu Świata wróciłeś po pierwszej rundzie. Jak oceniasz swój debiut?

Kacper Piorun: Jestem rozczarowany, ponieważ nie planowałem tak szybko wracać do Polski.

MB: A jakie były Twoje plany? Czy w turnieju tego typu można w ogóle coś planować?

KP: Plan minimum był prosty: przejść pierwszą rundę. Chociaż w tego typu zawodach nie można wybiegać za daleko w przyszłość i lepiej myśleć jedynie o najbliższym przeciwniku. Do meczu z Hou Yifan przystąpiłem z przygotowanym planem, ale jego wykonanie odrobinę nie wyszło…

Piorun – Hou Yifan
Fot. Amruta Mokal/Chessbase

MB: Jaki był ten plan?

KP: Plan był taki, żeby uzyskać pozycje otwarte, ale „suche” lub zamknięte, ale wymagające konkretnej gry – wydawało mi się, że w takich sytuacjach mogę oszukać Chinkę. W pierwszej partii efekty były połowiczne. W Partii Katalońskiej (którą zagrałem po raz pierwszy w życiu!) nie dostałem przewagi, ale w równej i dość „suchej” pozycji udało mi się zdobyć przewagę. Żałuję, że potem grałem niedokładnie.

Z kolei w drugiej partii zagrałem trochę ryzykowny – ale wymagający konkretnej gry – wariant znany z partii Giri – Harikrishna. W skomplikowanej pozycji oboje wpadliśmy w niedoczas już po 25. posunięciach, a to spowodowało loterię – powstała pozycja na trzy wyniki. Wtedy mój plan się sypnął, a przeciwniczka wykazała się swoim ogromnym doświadczeniem z turniejów „wielkoszlemowych”.

MB: To co mówisz jest bardzo ciekawe, a zarazem zaskakujące – z jednej strony, chciałeś grać bez fajerwerków, a z drugiej nie unikałeś komplikacji. Czy takie podejście związane było z repertuarem przeciwniczki? Czarnymi gra dość solidnie, a białymi po 1. e4 raczej ostro.

KP: Cóż, bardziej próbowałem celować w jej słabe punkty. Przed Pucharem Świata oglądałem jej mecz blitzowy z Caruaną (na serwerze chess.com) i po obserwacji tego meczu miałem kilka nowych wniosków, które pomogły mi w wyborze debiutów. Sądziłem też, że w systemie pucharowym, gdzie waga błędu jest olbrzymia, Hou – która gra agresywne szachy nie tylko białymi, ale też czarnymi (polecam jej tegoroczną partię z ofiarą hetmana z Gibraltaru) – może grać solidniej, nieco inaczej niż zazwyczaj.

MB: Oglądając pierwszą partię, sądziłem, że słabo wybrałeś debiut – to zresztą napisałem w relacji z 1. rundy. W świetle tego co mówisz, Twoja gra nabiera sensu. Ciekaw jestem, czy widziałeś ruch 25. Wa5?

1q4k1/2rn1pp1/4pb1p/1p1nN3/3B4/1Q1N2P1/1P2PP1P/R5K1 w - - 0 1

KP: Tak, widziałem ten ruch oraz po fakcie przyznaję, że 25.Wa5 dawało większe szanse na przewagę; ale kilka spraw wpłynęło na to, że go nie zagrałem. Po pierwsze, 25.e4, które zagrałem, też wydawało się kuszące, po drugie nie widziałem tego wariantu, który podałeś w swojej relacji na stronie PZSzachu, a po trzecie, zastanawiałem się nad pozycją po 25. Wa5, Gxe5 26. Sxe5, Sxe5 27.Wxb5, Sf3+ 28.exf3, Ha7 i wydawało mi się, że z silnym skoczkiem na d5 i z dziwną pozycją białej wieży na b5, czarne mają rekompensatę za materiał, jednak to wciąż pionek więcej i nie należało się tego obawiać. Po ruchu w partii stałem trochę lepiej, ale Hou Yifan broniła się dokładnie i pozostało mi forsować remis. A co do debiutu – nie sądzę, że wybrałem źle. Uznałem po prostu, że po d4, w „Katalonie”, uzyskam bardziej grywalną pozycję niż po e4.

MB: Twoja taktyka, koniec końców, dała białymi niezłe szanse. Przejdźmy do drugiej partii. Sam gram francuską i wariant, który wybrałeś zawsze wydawał mi się ciekawy, ale ryzykowny. Jednak reakcja Hou, czyli podążanie partią Giri – Harikrishna to chyba mało groźna reakcja. Czy tego spodziewałeś się po Chince? Czy jej wybór wariantu był dla Ciebie dobrą wiadomością?

KP: I tak, i nie. Tak, dlatego że miałem to przeanalizowane, a nie, bo pozycja jest ostra i f5-f6 „wisi” nad moją pozycją. Co do reakcji mojej przeciwniczki – nie miałem ruchu 14.Gf2 w swoich analizach. Obiektywnie, to najlepszy, bardzo naturalny ruch, bo goniec zwalnia pole e3 dla skoczka, który w tych strukturach świetnie tam stoi. Mimo wszystko, pozycja, która powstała, wydawała mi się niejasna, a zgodnie z moją strategią liczyłem na niekonkretną grę przeciwniczki, która zdarzała jej się w tego typu sytuacjach. Do, mniej więcej, 30. posunięcia, przeciwniczka grała zgodnie z moimi przewidywaniami, niestety, potem to ona lepiej poradziła sobie w niedoczasie i komplikacjach. W ogóle nie zauważyłem ruchu 37.g4! i następującej po nim świetnej kombinacji, z ruchem 40.Sd4 na końcu, czyli puentą całej operacji. Hou powiedziała mi po partii, że ten ruch skoczkiem widziała już grając g4 – w warunkach ograniczonego czasu do namysłu to naprawdę spory wyczyn!

Hou Yifan
fot. Maria Emelianova/www.tbilisi2017.fide.com

MB: Niedoczas w tej partii był obustronny. Pamiętajmy jednak, że po pierwszych ruchach miałeś dużą przewagą czasową, którą straciłeś od razu po zagranym przez Chinkę 14.Gf2. Czy nie uważasz, że 30 minut, które straciłeś na dwa kolejne ruchy to było zdecydowanie za dużo? Czy też po prostu pozycja była na tyle złożona, że należało się mocniej zastanowić?

KP: Cóż, 16…Hb6 można było zagrać szybciej, chociaż pozycja jest bardzo złożona i jak wspomniałem, ciągle musiałem liczyć się z opcją ruchu f5-f6 (stąd też ruch 15…Kh8!?). Także, namysł był konieczny, bo jeśli nie złapię kontry na skrzydle hetmańskim, to zostaję „zajechany” na królewskim.

MB: Potem był istotny moment, kiedy zagrałeś 24…Hg6, które – gdy oglądałem partię – wydawało mi się próbą gry na wygraną. Czy tak było? Czy też coś po alternatywnym 24…Hd7 Ci się nie podobało?

KP: Jakby się tak dobrze zastanowić, to tak, była to próba gry na wygraną. Jednocześnie, po 24…Hd7 25.Hxd7 nie doceniłem ruchu 25…Sxd7 (po 25…Wxd7 26.Wc1 widziałem, że skoczek na b8 stoi fatalnie i ta pozycja mi się nie podobała). Zresztą, już wtedy byliśmy w okolicach niedoczasu, zaczynała się „zadyma”, a decyzje były trochę bardziej emocjonalne niż dokładnie przeliczone. Powiem natomiast co innego, odchodząc od wszelkich niewykorzystanych szans (np. 34…Sd3! zamiast 34…Sxa2?!). Kiedy, już po niedoczasie, siedziałem zdołowany po ruchu 41.g5, zacząłem się zastanawiać, co w tej partii nie wyszło. Zrozumiałem, jeszcze przy szachownicy, że zabrakło mi tego, co zdobyć jest trudno. Mianowicie, Hou Yifan dużo dłużej ode mnie gra z zawodnikami z czołówki światowej, a w tym roku niemal nieprzerwanie. Wydawało mi się, że też zagrałem już trochę partii, ale to wciąż za mało. Moim zdaniem to doświadczenie wyszło w niedoczasie tej drugiej partii, gdzie Chinka lepiej sobie poradziła, bo przywykła do gry w takich napiętych sytuacjach z najlepszymi na świecie i to dla niej zupełnie naturalna sytuacja.

MB: Czy zatem uważasz, że udział w silnym turnieju kołowym w Polsce (bo zagranicą ciężko o zaproszenia), w którym najlepsi Polscy szachiści: Ty, Radek Wojtaszek czy Janek Duda mielibyście szansę gry z zawodnikami poziomu 2700+ zwiększyłby Twoje szanse na dalsze zajście w Pucharze Świata?

KP: Tak, myślę, że taki turniej sporo by dał, zwłaszcza Jankowi i mnie. Czuję, że nadal brakuje mi ogrania z silniejszymi ode mnie, a w ciągu roku możliwość gry z zawodnikami z klubu 2700 zdarza się sporadycznie.

MB: W takim razie pozostaje mi życzyć, aby w Polsce taki turniej się odbył i abyś miał w nim okazję zagrać. Dziękuję za rozmowę i życzę powodzenia w najbliższych startach, zwłaszcza na Drużynowych Mistrzostwach Europy na przełomie października i listopada.

Dziękuję i wzajemnie!